Alberto Giacometti wystawa w Galerii STARMACH




Polskie galerie sztuki współczesnej rzadko prezentują prace artystów już nieżyjących, uznanych w świecie za czołówkę twórców o międzynarodowej, podręcznikowej wręcz sławie. Z pewnością należy do nich Alberto Giacometti. Dziś jego prace oglądać można w krakowskiej Galerii Starmach.
Kojarzony głównie z nurtem Surrealizmu, znany jest też ze swoich niewielkich, silnie wydłużonych rzeźb. Choć prace te są najczęściej reprodukowane we wszelkich opracowaniach dotyczących artysty, na krakowskiej wystawie ich nie znajdziemy. Dobrze to i źle zarazem. Z jednej strony odkryjemy mniej znaną twórczość Giacomettiego, z drugiej – nie zobaczymy tego, z czego zasłynął. Nie zmienia to jednak faktu, że ekspozycja jego prac jest pierwszą w Polsce i chociażby z tego powodu – wartą poznania.
 
 
Galeria Starmach prezentuje cykl litografii pt. Paryż bez końca, jeden obraz (portret Diego – brata artysty) i tylko trzy rzeźby. Wszystkie oparte są na studiach z modelem, co dziwi w przypadku osoby, która tak silnie związana była z kręgiem Surrealistów. Interesując się jednak przede wszystkim człowiekiem, Giacometti około połowy lat 30. zwrócił się w stronę postaci ludzkiej, za co zresztą został „karnie” usunięty z grupy Surrealistów. Z ich poetyką jednak nigdy nie zerwał. Samotność, strach, wyobcowanie, pustka – stale występowały w jego późniejszym repertuarze. 

Cykl litografii to – jak powiedział André von Gneffenried, ambasador Szwajcarii otwierający wystawę – najbardziej osobista i zarazem najbardziej artystyczna z prac Giacomettiego, oddająca kondycję ludzkości. Stąd już tylko krok do nurtu egzystencjonalizmu i twórczości Egona Schiele. Podobnie jak on, operując oszczędną, szybką, jakby niedbałą kreską, zapisuje i komentuje rzeczywistość, w jakiej żył. Przedstawiał więc Paryż. Nie wyprane z emocji widoki miasta, ale sposób, w jaki to miasto odbierał. Jego mieszkanie i pracownia, ulica, droga do ulubionej kawiarni, Montparnasse z uczęszczanymi restauracjami, pokój hotelowy, przyjaciele, znajomi, a nawet krzesła i stoliki – z pozoru nieważne, należące jednak do jego świata. Powstałe w ciągu ostatnich ośmiu lat życia artysty, złożone w album, opatrzone były jego autorskim tekstem. Niby niekompletnym, fragmentarycznym, doprowadzonym jednak do granic niewypowiadalnego, gdzie zdefiniował własny sposób przeżywania i egzystencji: „Taka cisza, jestem tutaj sam, na zewnątrz noc, wszystko w bezruchu, ogarnia mnie sen. Nie wiem kim jestem, ani co robię, ani czego chcę, nie wiem, czy jestem stary czy młody, mam przed sobą może jeszcze setki tysięcy lat, moja przeszłość gubi się w szarej otchłani (…)”. Komentarzem jest też sposób rysowania. Obrazy lekką ręką są „rzucone” na papier w pośpiechu, nerwowo, niby niestarannie. W tym przypadku rysunek uładzony i dopracowany, nie był by już zapewne tak sugestywny. 
Prezentowany cykl nie jest kompletny, a ułożony po kolei – wedle dawnych zaleceń autora – nie staje się przez to mniej czytelny.
 
 
Dodatek do tych mistrzowskich litografii stanowią trzy rzeźby z lat 50., które są przykładem tego, co stanowi o istocie rzeźb Giacomettiego. Silnie wydłużone, wertykalne, o fakturze jakby poszarpanej, „impresjonistycznej”, przypominają fakturę prac Augusta Rodina. Wizerunek jednej z nich – Meżczyzny przechodzącego przez plac – zdobi dziś jeden ze szwajcarskich banknotów, który na wernisażu pokazała zebranym jej kurator – Franzisca Lentzsch. 
Tzw. oficjalna część uroczystości, czyli przemówienia na temat artysty i jego twórczości, samej koncepcji zorganizowania wystawy, nieco się przeciągały. Choć na twarzach obecnych nie widać było wyrazu znużenia, z chęcią przyjęto zaproszenie Andrzeja Starmacha do – jak się wyraził – „przeżywania sztuki i przeżuwania koreczków”.
 
    
 
 
Wystawa zorganizowana przy współpracy Szwajcarskiej Fundacji dla Kultury Pro Helvetia potrwa do 6 lutego 2004 r. Prace wypożyczono ze zbiorów Fundacji Alberta Giacomettiego w Kunsthaus w Zurychu oraz ze zbiorów prywatnych.

       
  
 

  Wybrane prace:
 

   
   
 

 
 
 

   
 Nota biograficzna:

        
Alberto Giacometti urodził się 10 października 1901 r. w Borgonovo – włoskojęzycznym terenie Szwajcarii. Ojcem jego był postimpresjonistyczny malarz – Giovanni Giacometti, znany także poza granicami kraju. Od dziecka uzdolniony, za jego radą rozpoczął naukę w Ecole des Beaux-Arts i Ecole des Arts Industriels w Genewie. Wielokrotnie odwiedzał Włochy, silne wrażenie wywarły na nim obrazy dawnych mistrzów. Do Paryża wyjechał w 1922 r., rzeźby uczył się u Antoine’a Bourdelle’a – uczeń Rodina. Bliższą znajomość zawarł z Pierrem Matissem, który stał się potem jego marszandem. Początkowo związany z ruchem Kubistów, inspirowany rzeźbą prymitywną, zaczął stopniowo coraz bardziej zbliżać się do Surrealistów, stając się w końcu członkiem ich ugrupowania. Z tego okresu pochodzą prace o silnym symboliczno-erotycznym podtekście. Zdając sobie sprawę, że za pomocą geometrycznych form nie odda tego, co go najbardziej interesuje – a więc żywej rzeczywistości – zerwał z Surrealizmem. Powrócił do prac figuralnych, opartych na studiach z modelem. W czasie drugiej wojny światowej przebywał w Genewie, potem powrócił do Paryża. Zaczął rzeźbić charakterystyczne, wydłużone postaci. Przez cały czas brał udział w zbiorowych i indywidualnych wystawach, pierwsza retrospektywna odbyła się w 1956 r. w Bernie. Wkrótce potem ciężko zachorował, cierpiał na raka żołądka. Cały czas uczestniczył w życiu artystycznym, odbierał nagrody. Stan zdrowia pogarszał się. Giacometti zmarł 11 stycznia 1966 r. pochowano go w Borgonovo w Szwajcarii. Należy do jednych z czołowych artystów XX w. 

      
 
Wystawa czynna do 6 lutego 2004
      
 
Tekst i zdjęcia: Jolanta Gumula
Relacja przygotowana dla Artinfo.pl       




Galeria prac


Powrót