Janusz Leśniak - Człowiek jest snem cienia

Jest taki moment podczas słonecznego dnia, gdy wiem, że po wzięciu aparatu do ręki, pojawią się leśniaki. Stan ten przychodzi bez specjalnego powodu, może też zjawiać się, jak gdyby przywołany przez niecierpliwe oczekiwanie na rzecz dobrze znaną, ale nieprzewidywalną i kierującą się swoimi prawami.

Na tle niespiesznego, leniwego popołudnia rozpoczyna się nagle mój taniec ze światłem i cieniem. Prawdziwy wyścig z czasem z zmieniającej się scenerii. W pewnej chwili z mnogości elementów wyłania się obraz – ten jedyny. Jest mój. Za moment już go nie ma, bo to co było światłem stało się cieniem a ten nieoczekiwanie zmienił się w jaskrawy promień. Po jakimś czasie ustala się wspólny dla postrzeganego i postrzegającego – rytm. Obrazy przechodzą w kolejne bardziej płynnie, bez początkowej nerwowości.

Słońce, bóg fotografii, sprawca tego wszystkiego zaczyna zachodzić. Zapada zmrok chłodzący gorącą głowę, a ja myślę o kilku rzeczach, które mi umknęły i które dobrze byłoby powtórzyć jutro lub pojutrze. No tak… przecież wiem, że to niemożliwe. W ciągu najkrótszego nawet czasu coś się zmienia. Błahy szczegół zmienia wszystko, cały układ. Nawet powietrze nie drga w ten sam sposób i promienie światła mają inną energię. I ja jeszcze wczoraj byłem innym człowiekiem.

Po wielu, bardzo wielu takich momentach, gdy niepowtarzalność chwili odczułem z podobną intensywnością, zacząłem oczekiwać następnych spodziewając się ich wyjątkowości.



Powrót