Joanna Pawlik - To co zostało w pamięci

Wernisaż: 2014-12-08 19:00:00


Można powiedzieć, że wystawa Joanny Pawlik jest autobiograficzna - albo inaczej i pełniej - że autobiograficzna jest cała jej twórczość. Nie chodzi o to, że pojawiają się w niej portrety i sylwetki konkretnych osób z najbliższego kręgu rodziny i przyjaciół. To byłoby zbytnim uproszczeniem, gdyż nie pełnią roli modeli, a są raczej symbolicznym nośnikiem wrażeń. Tytuł wystawy Bliżejschowajtwarz pochodzi z książki Joanny Bator Ciemno, prawie noc. To zbitka słowna stworzona przez autorkę, oddająca i lęk, i intymność. Przywołuje ona atmosferę, którą możemy także odnaleźć w twórczości Joanny Pawlik. To, co jest wynika z tego, co było. Nie można się uwolnić i odciąć od przeszłości, nawet jeśli miałaby się na to wielką ochotę. To co było, nie zawsze jest wyłącznie bolesne, i zazwyczaj przygotowuje nas na to, co nastąpi. Często jednak jest przygnębiające, jeszcze częściej zagmatwane, niezrozumiałe i niejasne. Jesteśmy w środku historii naszego życia. Bator pisze obrazami. Pokazuje szczegóły, choć zazwyczaj są one nieostre lub wyłaniają się z mroku. Takie jest też malarstwo Joanny Pawlik. Nie chodzi tu o posiłkowanie się fotografią. Ona oczywiście jest gdzieś w warsztacie autorki, ale jej funkcjonalność nie jest większa niż użyteczność farb i pędzli. Ta fragmentaryczność, prześwietlenia, zaciemnienia, szczegóły, to o wiele więcej. One skupiają nasze widzenie, konstytuują ogląd tego malarstwa. Prezentują też sposób percepcji artystki, która pracuje w oparciu o pamięć. Czasami wystarczy jakiś szczegół, zapach, zapamiętana na ścieżce plama słońca, aby wróciło do nas wspomnienie. Takie wspomnienia potrafią uruchomić całą falę skojarzeń. Zazwyczaj wymykają się precyzyjnemu opisowi, są tylko zespołem wrażeń. Wrażeniowość towarzyszy malarstwu Joanny Pawlik. To delikatne, łagodne muskanie tematów bardzo intymnych. Malarstwo Joanny Pawlik nie jest hermetyczne. Mimo że to historie osobiste, i jakoś osobne, są jednak tak pojemne, że każdy, kto jest obdarzony odrobiną wyobraźni może się w nich odnaleźć. Nie jako widz postronny, a jako współuczestnik. Nic nie jest oczywiste. Ani życie, ani malarstwo. Dobre chwile nie zawsze odmalowuje się w jasnych barwach, a nie najlepsze w ciemniejszych. Nie ma też klarownej cezury czasowej, podług której można wyznaczyć granicę, od której już jest dobrze, albo patrząc na to inaczej = do której było źle. W prawdziwym życiu, gdy mówimy o prawdziwych ludziach i autentycznej historii, do tego takiej, która cały czas jest opowiadana nie ma takiej cezury. Można ją natomiast potraktować symbolicznie, jako pojemną metaforę, czytelną dla każdego. To nie przyczyni się do jej jednowymiarowości. Na szczęście.



Galeria prac


Powrót