Lech Polcyn - Galeria Ars Nova w Łodzi




Choć pod nieobecność właścicielki galerii wernisaż wystawy Lecha Polscyna w Salonie Ars Novy nie był tak huczny jak zwykle, to trzeba przyznać, że sama ekspozycja zarówno pod względem aranżacyjnym jak i merytorycznym okazała się być bardzo dobra i interesująca. Być może najlepsza, jaką do tej pory zaprezentowała Ars Nova. 

Twórczość Lecha Polcyna na przestrzeni ostatnich kilku lat nieustanie się zmienia. Nie są to ani zmiany rewolucyjne, ani niespodziewane zwroty akcji, a raczej konsekwentny rozwój, zmierzający do pogłębionej diagnozy otaczającej rzeczywistości. 

"Fragmentacja-defragmentacja" także zaplanowana została bardzo konsekwentnie. Na pokaz złożyły się obrazy oraz obiekty fotograficzne. Zarówno jedne, jaki i drugie są pewnego rodzaju grą z widzem, dotyczącą postrzegania i przedstawiania. Umieszczone w gablotach fotograficzne obiekty to swoiście pojęte destrukty rzeczywistych przedmiotów, niektóre obrazy natomiast udają fotografie, nie swoim realizmem jednak, choć w takiej, bardzo wszakże uproszczonej stylistyce tworzy Polcyn. Udają podarte w momencie emocjonalnego załamania fotografie bliskich sobie niegdyś osób i nerwowo składane w momencie refleksji nad wzajemnie łączącymi ich relacjami. To trochę teatralny gest, ale jeśli będziemy z sobą szczerzy to przyznamy, że przydarzył się prawie każdemu z nas. 

Ekspozycja w Ars Novie złożona jest z prac już prezentowanych, oraz takich, które przygotowane zostały specjalnie z myślą tej wystawie. Razem tworzą spójną całość, zarówno dzięki metodologii prowadzącej do osiągnięcia podobnych efektów w dwóch różnych mediach, a także, a może przede wszystkim ze względu na te samą myśl o rzeczywistości otaczającej i emocjonalnej, jaka czytelna jest i w obiektach, i w malarstwie. Dla swoich foto-przedmiotów Polcyn sugeruje adekwatną nazwę „obiekty rzeczywistości” Powstają w wyniku darcia odbitek barytowych, przerabiania ich na „masę fotograficzną”, zamoczoną w kleju i formowaną lub zszywaną tak, aby przybrała kształt rzeczywistych przedmiotów czy fragmentów ciała. Obiekty rzeczywistości to odwrotna do tradycyjnie wykonywanego malarstwa sytuacja: porozdzieranie strzępki zostały w nich dosłownie sklejone w nową całość. To tym bardziej to paradoksalne w przypadku fotografii, że jest ona jednym z najbardziej doskonałych oszustw, które cięgle jeszcze potrafi uwieść wielu, mimo że nikt już chyba nie wierzy, że wiernie odwzorowuje rzeczywistość. Obrazy Polcyna też zaprzeczają naszej ogólnej wiedzy o zamalowanej płaszczyźnie. To, że większość z nich składa się z wielu elementów tworzących np. poliptyki nie jest zaskakujące, ale to że płótno zostało pocięte i następnie zszyte dziwi, uwodzi, oszukuje oczy i udaje podartą fotografię. Wytwarza się w tym zupełnie nowa jakość, nie chodzi tu o gest, jak u Luciana Freuda, ani o sam dukt szycia, jak u Kajetana Sosnowskiego, ale o udawanie zdjęcia, z zaznaczeniem nierównych strzępków papieru i niedopasowanych do końca fragmentów. To próba złożenia, trochę na siłę, nieposkładanego, przy pomocy medium, które wydawałoby się, nie może do tego służyć. 

Myśl przewodnia wystawy, którą odnieść można do całej twórczości Polcyna, dotyczy odbieranej przemożnie przez autora, otaczającej go, chaotycznej rzeczywistości. To chaos w małym, prywatnym wydaniu, który bierze górę nad próbą porządkowania codzienności i determinuje jakość naszego życia. Stąd w sferze zainteresowań Polcyna znajdują się przedmioty codziennego użytku, sytuacje i uczucia rozgrywające się między dwojgiem ludzi, prywatne historie i kroniki domowe. 

Lech Polcyn wywodzi się z krakowskiej ASP. W początkowym okresie tworzył przede wszystkim martwe natury i portrety, pielęgnując perfekcję warsztatową. Kolejne fazy rozwoju jego malarstwa prowadziły do coraz większych uogólnień, budowania płaszczyzny płótna przy pomocy wyraźnie zaznaczonego konturu i określonej plamy barwnej, z pominięciem modelunku i światłocienia. Twórczość Polcyna podlegała coraz większym uproszczeniom formy, a także koloru, który autor gubił, tworząc niejednokrotnie kompozycje niemal monochromatyczne: cieliste, pastelowe, wymagające od widza wiele uwagi i skupienia. W konsekwencji kolejnych uproszczeń przyszedł etap rozbijania na fragmenty, dzielenia kompozycji na mniejsze elementy, zestawiania z nich na powrót kompletnych kompozycji, lub zmuszania widza do łączenia ich w wyobraźni czy wypełniania kolorem, a tym samym treścią. Polcyn zmusza widza do wykorzystania nawyków z dziecięcych zabaw, które zna każdych z nas, takich jak „kolorowanki”, „połącz kropki” czy „znajdź brakujący element”. 

Być może właśnie brakujący element jest kluczem do twórczości Polcyna, przynajmniej w obecnej jej fazie. Niepokój wywołany podświadomym uczuciem, że czegoś nam brakuje, że element nie pasuje do układanki, że z jakiegoś nieokreślonego powodu nie możemy jej ułożyć do końca to wrażenie jakie określa chaotyczną rzeczywistość. Scalanie i porządkowanie tego wszystkiego zależy od nas, a w kontakcie z malarstwem Polcyna odbywa się na poziomie odbioru. Powodzenie tego działania pozostaje jednak życzeniowe, proces dzielenia całości obrazu będzie się u Polcyna pogłębiał tak, że nie można będzie zobaczyć już całości.

 
 
 
 
 
 
 

 Wybrane prace:
   
    

 


  

  
  
  
  
  

 
  
 Nota biograficzna: 

        

Lech Polcyn ukończył w 1984 r. Liceum Sztuk Plastycznych w Supraślu. Studiował na ASP w Krakowie. Dyplom w 1990 r. W latach 1990-1995 pracownik na godziny zlecone, 1995-2003 asystent, od 2003 do chwili obecnej wykładowca Katedry Fotografii macierzystej uczelni.

Wystawa czynna do 31 października 2006

________________________________
Tekst: Agnieszka Gniotek
Relacja przygotowana przez Artinfo.pl                   



Galeria prac


Powrót